W Biegu

Silesia Half Marathon 2020

Sezon 2020 jaki jest wszyscy wiemy… Nie ukrywam, że jestem typem człowieka, któremu bardzo ciężko przychodzi trenować jeśli nie mam jasno określonego celu (stąd określone cele na przyszły rok w poprzednim wpisie. Ten sezon w związku ze swoją dynamiką nie był dla mnie łatwy pod względem przygotowań. Po odwołanym półmaratonie w Nowym Yorku, zawodach triathlonowych w Kazachstanie postanowiłam, że jeśli w czymkolwiek wystartuje to będą to imprezy lokalne. Tak więc padło na sierpniowy start w 1/4IM w Katowicach oraz Silesia półmaraton. Przyznam szczerze, że miałam trochę obaw przed startem w październikowej edycji Silesia Half w związku z kontuzją rozcięgna i no cóż tu mówić coraz bardziej niepokojącymi doniesieniami w sprawie Covid-19. Jednak za namową mojej byłej szefowej Magdy, która to po prostu stwierdziła, że biegniemy, musiałam się zapisać… Same przygotowania do biegu nie trwały tym razem tyle ile powinny, gdyż ja wciąż zastanawiałam się czy zawody się odbędą no i leczenie mojej kontuzji nie szło tak szybko jakbym tego chciała. Jednak jak to ja… Robiłam swoje i czekałam na rozwój sytuacji…

Na dwa tygodnie przed startem czułam się bardzo dobrze, treningi wychodziły tak jak powinny więc byłam optymistyczna co do startu. Jedyne czego się obawiałam to, że jednak to rozcięgno może o sobie przypomnieć… W piątek wraz z Magdą i Michałem odebraliśmy pakiety no i ostatnia prosta. W związku z targami w Katowicach na Śląsk przyjechała także moja siostra Ania więc wiedziałam, że podczas biegu będę miała support ( Sis dzięki raz jeszcze ) Tak więc wybiła godzina “0”, a w sumie 10.40, kiedy to moja grupa zaczęła zmagania, samo wejście w strefę startu moim zdaniem dobrze ogarnięte, ludzie zachowywali odstępy, wszyscy w buffach lub maseczkach, więc czułam się bezpiecznie. Szybka rozgrzewka, jeszcze kilka słów na IG no i lecę. Pierwszy kilometr spokojnie, bo chciałam jeszcze zobaczyć Anię i Tatę, którzy czekali zaraz za startem. Dalej przez park Śląski, obok SIlesii, Rondo w Katowicach, no biegnie mi się bardzo dobrze, nogi spokojnie lecą, UE Katowice, no i Bogucice, tam na podbiegu zaczęło się coś dziać. Najpierw zaczęło mnie coś uwierać w pięcie, potem już ciągnąć… Wiedziałam że to nie prognozuje niczego dobrego… Po chyba 12 czy 14 km (nie patrzyłam dokładnie na zegarek, już wiedziałam, że będzie ciężko… Ale tak naprawdę to dopiero miało być wesoło – górka przy wieży telewizyjnej na graniczy Katowic i Siemianowic Śląskich… Tam już wiedziałam, że no niestety rozcięgno wróciło i skończyło się moje rumakowanie. Był jeden moment kiedy pomyślałam, a może odpuszczę… Ale potem przypomniałam sobie, że żeby zobaczyć Anię, Tatę i moje rzeczy i tak jakoś muszę dotrzeć pod Stadion Śląski, więc spięłam poślady i przed siebie. Ostatnie dwa kilometry znowu w parku chorzowskim już były wyzwaniem, ale rekompensatą za wszystko jest finish na Stadionie Śląskim! Pomimo pandemii tam atmosfera jak zwykle była świetna.

No cóż nie udało mi się pobić mojej życiówki, ale potrzebowałam takiego “normalnego biegu” w tym roku, nie wirtualnego, nie w 50 osób, potrzebowałam poczuć atmosferę półmaratonu! To się zdecydowanie udało! Silesia Maraton dzięki za świetną imprezę! Do zobaczenia w przyszłym roku!

Tags:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.